GIMNASTYKA BUZI I JĘZYKA. PO POLSKU.

Amerykańska piosenkarka R&B oraz pianistka Vivian Green powiedziała kiedyś, że „W życiu nie chodzi o to, aby czekać, aż burza minie. Chodzi o to, by nauczyć się tańczyć w deszczu.” Na samo wspomnienie tych słów przychodzą mi do głowy moi studenci języka polskiego, próbujący uniknąć zderzenia ze spadającymi z nieba cytrynami. A powinni przecież je łapać i robić lemoniadę. Myślisz pewnie, drogi Czytelniku, co ma piernik…?

Kogo by nie uczyć polskiej wymowy, zawsze wyglądać to będzie inaczej. Dla przedstawicieli jakiejś nacji wyzwaniem okaże się nasze soczyste „r”, Niemcom kręcić będzie się „s” i „z”, Rosjan pochłonie dopracowywanie brzmienia polskiego „ł”. Gorzej, gdy wszystkie te trudności nałożą się na siebie w jednym zdaniu. Ba, słowie! Wystarczy, że „sz” zechce pojechać na randkę z „cz” do Szczecina, „dż” będzie miało bliźniaka i razem stworzą dżdżownicę Magdę, a samogłoska „ą” stanie w kolejce po bilet wraz z „ch”, „rz”, „sz” oraz „cz”. Bilet do Szczebrzeszyna, ma się rozumieć. Choć jednym język polski szeleści, innym świszczy, jeszcze innym szumi, wszyscy należymy do tego samego gatunku homo sapiens, którego przedstawiciele urodzili się, co prawda, w różnych częściach świata, to jednak z takim samym sformatowanym dyskiem, który powoli jest zapełniany. Wszyscy jesteśmy w stanie wymówić te same dźwięki. Kwestia praktyki. Odmienna rasowo, jednak wciąż ta sama Lockowska tabula rasa. Nie dziwi zatem fakt, że wychowanemu w Polsce dziecku emigrantów nawet z najbardziej egzotycznego kraju niestraszne będą polskie dwuznaki czy zbitki spółgłoskowe, które innych przyprawić mogą o ból głowy.

Solidne podstawy – wymowa w procesie nauczania jpjo

Niemal każda pierwsza lekcja języka obcego rozpoczyna się od nauki alfabetu. Z niejakimi wyjątkami. Patrz: chiński. I choć istnieje wiele rodzajów alfabetów, zasada jest podobna. Widzę literę i uczę się, jak ją wymawiać. Następnie uczniowie awansują na poziom sylab, by wreszcie zacząć czytać swoje pierwsze słowa w języku obcym. Nieważne, że „mama”, nieważne, że proste. Ta niejaka duma jest elementem wspólnym dla wszystkich języków świata na początkowym etapie nauki. Z pewnością to samo czują również uczniowie zajęć języka polskiego jako obcego.
Choć wydawać by się mogło, że wymowa to kwestia drugo-, a nawet trzeciorzędna, to jej ważności kwestionować nie można. Nasi studenci mają brzmieć ładnie. Kropka. Do tego stopnia ładnie, aby pani odbierająca od nich przez telefon zamówienie na pizzę wenecką z owocami morza, ale bez cebuli i cukinii, zrobiła wielkie oczy, gdy ujrzy ich podczas odbioru jedzenia.

I duś jak cytrynę

W bliskim memu sercu języku koreańskim nie ma jako takiego dźwięku „c”, co nie znaczy, że Koreańczycy nie potrafią go poprawnie wymówić. Potrafią, choć trzeba im o tym co jakiś czas przypominać i chwalić ich powtarzając, że taka właśnie wymowa, okupiona wysiłkiem z ich strony, brzmi o niebo lepiej. I nie jest ważne, czy rzucamy w studentów cytrynami, czy też każemy iść do marketu kupić ocet i cukierki w promocji. Albo po buty do CCC.
Na lekcjach języka polskiego jako obcego wychowujemy poniekąd dzieci, które zapisują swoją, nie do końca jeszcze zapełnioną, tabulę raza. Razę. A podczas jej zapisywania, nasi uczniowie powinni współpracować z najlepszymi. Dajmy na to – Ireną Kwiatkowską z „Ptasiego radia”. „Proszę słuchać, proszę czytać, ale nade wszystko proszę doświadczać i powtarzać, a wy też będziecie wkrótce ćwierkać, świstać, kwilić, pitpilitać i pimpilić.” – powtarzam moim podopiecznym. Urozmaicajmy. Uatrakcyjniajmy. Metody nauczania wymowy języka polskiego dla cudzoziemców mogą być przeróżne. W szkole języka polskiego możemy organizować na przykład konkursy recytatorskie, które wyłonią ucznia z najpiękniejszą wymową. Podczas lekcji artykułujmy wręcz przesadnie. W ten sposób nasi podopieczni lepiej zapamiętają i wprowadzą dany dźwięk do swego arsenału językowego. Inspiracje na lekcje jpjo oraz wymowy krążą wokół nas. Wystarczy się tylko dobrze rozejrzeć.

Umysł otwarty – kojarzmy fakty

Wielu Koreańczyków uczy się chińskiego, co wymaga od nich intensywnego szeleszczenia, ponieważ język ten posiada zbliżony do polskiego dźwięk „sz”. Nie zawsze jest to jednak oczywiste dla koreańskiego studenta uczącego się również polskiego, dlatego też należy go delikatnie „oświecić”. Nauczyciel języka polskiego jako obcego powinien posiadać wiedzę językoznawczą, która wykracza poza kontynent europejski. Miejmy świadomość tego, że Włochowi wymowa „cz” przyjdzie łatwiej niż studentowi z Wietnamu, a Francuz w pięć minut zaprzyjaźni się z, nieco dziwacznie wyglądającymi dla Etiopczyka, „ą” i „ę”.
Porównywanie dźwięków różnych języków pomaga w nauce i zapamiętywaniu. Jeśli ktoś ma problemy z „dż”, przywołajmy angielskiego Johna, z „cz” pomoże angielskie krzesło, z „rz” i „ż” – francuskie dzień dobry. Zachęcajmy do tego, by nasi uczniowie kojarzyli dźwięki sprawiające im trudność z pewnymi bliskimi im przedmiotami, słowami z innych języków. Pójdźmy w międzynarodowość. Zadziwiające, jak wiele taka psychologiczna zagrywka taktyczna potrafi zdziałać.
Uczniowie nie powinni unikać trudnych dźwięków. Starajmy się je wpasowywać w ich językową świadomość. Niczym Tetris. Im więcej wpasujesz, tym więcej punktujesz. Student ma satysfakcję, bo pani w kasie biletowej pochwaliła go za piękną wymowę miasta Szczyrk. Nauczyciel ma poczucie mission accomplished, i generalnie wszyscy są zadowoleni. Jednak nie to jest najważniejsze, bo tutaj również najistotniejsza jest efektywna komunikacja. Satysfakcja to uczucie towarzyszące, które dodaje jednak naszym uczniom pewności siebie i pokazuje, że warto szeleścić, szumieć i dzwonić. Kiedy wejdziesz między wrony… chciałoby się powiedzieć. Tak więc zachęcajmy naszych podopiecznych do krakania. Kraczmy razem z nimi. Dajmy im punkt odniesienia, aby z czasem drugi kuzyn stał się pierwszym, pierwszy – bratem, a brat, okazał się bratem bliźniakiem. Uczmy tak, aby po kilku latach, rozmawiając przez telefon z naszym byłym uczniem, mieć poczucie dobrze wykonanej pracy. To zmotywuje. To pokaże, że można. Pamiętajmy, że nauczanie języka polskiego jako obcego, w tym wymowy właśnie, to szczytna misja.

Chyba najbardziej cieszą te małe sukcesy. I chyba bardziej nawet nauczyciela, bo uczniowie nie zdają się ich raczej zauważać. A my słyszymy. Słyszymy już różnicę w wymawianych przez nich czasownikach „włączyć” i „wyyyyyyłączyć”, „proszę” to już nie „prosię”, a zdanie „Jestem Koreańczykiem.” nie brzmi już jak reklama koreańskiego KFC: „Jestem Korean chicken”. Brutalne, ale znane z autopsji. Ponadto nadziei dodawać może nam fakt, że nasi podopieczni uczą się tej „ładnej”, „dopieszczonej” polszczyzny, przez co, przynajmniej na początku, bo polska ulica niestety trochę to zweryfikuje, nie będą mówić, że choć „niektórzy gupi ludzie idom drogom” to jednak „czy mondre osoby płynom łódkom, a dwie jadom taksówkom”. Rozumiem, ale uszy puchnom i w ogóle na miłość boskom!!!

Autor: Marcin Starnowski

Co Wam pomaga w ćwiczeniu z uczniami wymowy polskich głosek na lekcjach jpjo?
Podzielcie się swoimi doświadczeniami w komentarzu pod postem na Facebooku!

Koszyk
Wybierz punkt odbioru
wybierz walutę
PLN Złoty polski
EUR Euro
Przewijanie do góry