SŁOWO MA MOC: WRAŻLIWOŚĆ JĘZYKOWA W EFEKTYWNEJ KOMUNIKACJI ERY AI

Z pewnością nie raz podczas zajęć z języka polskiego jako obcego nawiedziła Twą głowę, drogi czytelniku, myśl, że w zasadzie nic nie jest Cię już w stanie zaskoczyć. Nie raz, bo co jakiś czas owo zaskoczenie uderza bowiem ponownie. I ponownie, a jakże, z siłą wodospadu. Brzmi znajomo?

„Król Sejong Wielki od najmłodszych lat był żarłocznym czytelnikiem.” – napisał mój student w swojej pracy porównującej wyżej to wymienionego koreańskiego monarchę z naszym polskim królem Kazimierzem, również Wielkim. Uśmiałem się. Piękne zdanie. Byłem poniekąd dumny z autora, bo choć rodzimy użytkownik języka polskiego nigdy nie użyłby przymiotnika „żarłoczny” jako określenia stopnia intensywności zamiłowania do czytania, to przecież doskonale wiadomo, co mój student miał na myśli, a cały ten proces twórczy, który ostatecznie zakończył się wybraniem przez niego tego właśnie słowa, czułem również ja. Ból tworzenia. Jeść – żreć – pożerać – zeżreć – zeżarty? Czy raczej jeść – żreć – zażreć – zagryźć – zagryziony – zażarty? Król Sejong Wielki był żarłocznym czytelnikiem, ale kwestia, czy zżerał książki, czy raczej zażerał, po czym połykał, stoi w zasadzie językowym otworem. Swoją drogą, biedny musiał być ten Kali, któremu nie pozostawało nic innego jak bazować tylko i wyłącznie na umiejętnościach językowych Stasia Tarkowskiego. Ni tu sprawdzić, ni tu porównać… Szukając drogi mógł przynajmniej wdrapać się na kopiec termitów i ocenić sytuację, a tu… Szybki kurs języka polskiego dla obcokrajowców pod chmurką, tudzież w baobabie…

Bliskoznaczny…, czyli na ile bliski?

Zapalony, namiętny, gorliwy, zagorzały, wierny… Polacy czują każde z tych słów. Polakom towarzyszą różne emocje z nimi związane. Mamy wreszcie i naszego bohatera, słowo „żarłoczny”. Czy synonim? W sumie… tak. I choć teoretycznie odnoszący się do jedzenia, to przecież istnieje zwrot „pożerać kogoś wzrokiem”, co przecież w żaden sposób nie wskazuje na dosłowną konsumpcję adresata.

Zawsze apeluję do moich podopiecznych, aby poznając nowe słowo, sprawdzali również jego synonimy. Gdy już pozna się całą gramatykę jakiegoś języka, trzeba skupić się bowiem na słownictwie oraz połączeniach. Myślę, że to ostatni, coś w zasadzie niekończący się, szlif, nie wspominając tu o wszelkich powtórkach oraz ćwiczeniach językownych, nad którym muszą pracować uczący się entuzjaści języka polskiego jako obcego. Wyrażenie swoich myśli w taki właśnie sposób ewidentnie pokazuje, że mój student napisał pracę samodzielnie.

Tyle mówi się obecnie o technologii AI. Że to przyszłość, że to przepustka do wygodniejszego życia. Nie każda dziedzina jednak w równym stopniu cieszy się na tę ingerencję sztucznej inteligencji. Student też człowiek i nie ukrywajmy, że w egzaminowo-zadaniodomowym natłoku skręca on niekiedy w drogę, która prowadzi na pozorne skróty. Samodzielne napisanie dobrej pracy w języku obcym wymaga czasu i wysiłku. Są tacy, którzy ulegają presji i decydują się na pomoc technologiczną. Jednak nauczyciel czuwa. Nauczyciel widzi, czuje. Nauczyciel po prostu wie. „Żarłoczny czytelnik” daje mu nadzieję, że nie wszystko jeszcze stracone, i że gdzieś tam istnieją nadal takie perełki, które w naukę języka obcego wkładają znacznie więcej niż tylko czas. Wkładają w nią także swoje oddane i nieprzesiąknięte jeszcze tą technologiczną potęgą – serce.

Diabeł tkwi w szczegółach

No właśnie. Serce. Serce i język mają pewną cechę wspólną. Potrafią wybaczać, choć nie jest to proces łatwy, często niezwykle długotrwały. Proces, który zarówno sercu, jak i językowi, daje dużo do myślenia. Czy powinniśmy wybaczać zdradę i odejście od normy? Ktoś powie, że tak. Ktoś inny, że nie. Jeszcze ktoś inny – to zależy, a filozof, cytując klasyka – nie chcem, ale muszem, bo przecież jesteśmy tylko ludźmi. Ja sam uważam, że próby wybaczania są akceptowalne, przy jednoczesnym zadeklarowaniu chęci dążenia do doskonałości. Bądźmy świadomi popełnianych błędów i starajmy się je naprawiać. Uczmy naszych podopiecznych językowej wrażliwości, której nie jest w stanie zaoferować nam żadna forma sztucznej inteligencji. Zachęcajmy do indywidualnych poszukiwań poprawnych połączeń, utrwalajmy te już wcześniej poznane i niejako zakorzenione w świadomości uczniów. Starajmy się tłumaczyć, dlaczego „zaadaptowany” to nie to samo co „zaadoptowany”, że jednym ze skarbów naszego języka są przyimki, bo przecież coś może być „pogmatwane”, ale i „zagmatwane”, i że jest powód, dla którego istnieje zarówno przymiotnik „kulturowy, ale i „kulturalny”. Czytajmy i analizujmy przykłady, zaczynając od tych, gdzie różnica jest ewidentna, po te, w których uchwycenie jej zajmuje uczniom całe popołudnie, a nawet tydzień. Dążmy do perfekcji. Mierzmy wysoko i zachęcajmy naszych uczniów do dalszego odkrywania złożoności języka polskiego. Ten uczuć, gdy nasz podopieczny po obejrzeniu kolejnego polskiego filmu nie mówi już, że ten był po prostu „nudny”, a „mdły”, „drętwy” czy „niestrawny”, z całym szacunkiem dla polskiej kinematografii – jest bowiem bezcenny. Duma rozpiera.

Strachy na lachy – bez stresu na lekcjach jpjo

Nade wszystko pracujmy zatem z uczniami nad rozbudową słownictwa podczas lekcji JPJO. Ważne jest, aby strach przed popełnianiem błędów językowych zniknął. Żaden Polak nie zwróci przecież większej uwagi, gdy jakiś cudzoziemiec zamiast „samochód osobowy” powie „osobisty”. Nauka języka obcego to nauka poprzez niekończące się błędy, których ilość z czasem zaczyna maleć, by w końcu stać się codziennością naszych uczniów, którzy doskonalą swoje umiejętności już nie w hermetycznej klasie, a na zewnątrz, na polu bitwy zwanym życie. Jakkolwiek górnolotnie to brzmi. Czy jak w Madrycie? Niekoniecznie. Jednak z pewnością bardziej świadomym, bo popartym rzetelną wiedzą językową.
I można tu polemizować, czy ważniejsza jest poprawność językowa, czy też przekazywanie informacji. Teoretycznie nie powinno być miejsca na sentymenty, jednak nie żyjemy w świecie idealnym. Językowa poprawność to jedno, a życie – niejako sala egzaminacyjna, gdzie użytkownicy języka testują wszelkie rodzaje broni – słowa, słówka i półsłówka. Wśród nich, nasi uczniowie, pełni zapału chłonący przekazywaną im przez nas wiedzę o języku polskim. Mylą, przekręcają, błędnie łączą. Jednak my nadal rozumiemy. Czy w tym wszystkim jest miejsce dla sztucznej inteligencji? I tak, i nie. Podczas nauki nasi uczniowie mają prawo korzystać z wszelkich udogodnień, które niesie za sobą rozwój AI. My również, jako nauczyciele, powinniśmy spojrzeć na glottodydaktykę JPJO w szerszym aspekcie i stosować najróżniejsze metody jego naucznia, włączając w nie także tę technologię przyszłości. To nie grzech. Podkreślajmy jednak przy uczniach, że to, w jaki sposób wykorzystują oni oferowaną przez nią wiedzę podczas nauki języka, zależy tylko i wyłącznie od nich. AI może stać się ciekawą inspiracją na lekcje języka polskiego dla obcokrajowców. Pamiętajmy jednak, że na wszystko jest odpowiedni czas i miejsce, a nasi podopieczni uczą się nie dla nas, a zawsze – dla siebie samych.

Autor: Marcin Starnowski

Koszyk
Wybierz punkt odbioru
wybierz walutę
EUR Euro
Przewijanie do góry